niedziela, 21 września 2014

Prolog


Wtedy

 Porywisty wiatr smagał z zaciętością moje policzki. Pył i piasek wpadał mi do oczu z każdym mrugnięciem. Wichura pozbawiała mnie tchu i równowagi. Nie mogłem już ustać na własnych nogach, a trzymałem jeszcze w dłoniach dwa wiadra pełne świeżego mleka – jeśli tak można było nazwać zimne mleko krowy sprzed czterech godzin. 
Król Doren posłała mnie po mleko już dobrych dziewięć godzin temu. Musiałem iść do Wioski W Dole, aby uzyskać choć trochę płynu. Król nie był okrutny, ale nienawidził mnie szczególnie, ponieważ wiedział, że czują coś do jego córki. Nie chciał, aby jego dziecko zadawało się ze służbą. Na to jednak było za późno. Notabane – księżniczka – i ja spotykaliśmy się potajemnie już od wielu miesięcy. Ani jej ojciec, ani narzeczony o tym nie wiedzieli. Byłem z tego dumny.
Wiatr uderzył we mnie z tak ogromną siłą, że zatoczyłem się w tył. Jedno z wiader omal nie wypadło mi z ręki. Schyliłem się, aby zaczerpnąć powietrze i wtedy to zobaczyłem – a raczej ją.
Dziewczyna w zgniło zielonych spodniach i kurtce o takim samym odcieniu. W ręku coś trzymała, ale nie wiedziałem co. Duży metalowy czarny przedmiot. Patrzyła centralnie na mnie. W ustach coś ściskała, jakby kawałek drewna albo źdźbło trawy. Nagle to wypluła i podniosła na mnie wzrok ponownie. Dostrzegłem, że jej oczy mają intensywnie zieloną barwę. Patrzyła trochę z obrzydzenie, a trochę z czujnością.
Jej dłoń powędrowała po czarnym czymś w jej ręce, ale nagle się zatrzymała jakby porażona prądem. Zamaszystym ruchem przewiesiła „coś” przez ramie na lince i posłała mi grymas.
Krzyknęła coś, ale wiatr ją zagłuszył.
Drgnąłem mimowolnie.
Wtem dziewczyna odwróciła się i zniknęła między drzewami. Zdawało mi się, że widzę ciemną sylwetkę przekraczającą siatkę dzielącą królestwo od Chłodnego Lasu, ale nie mogłem być tego pewien.
Zdumiony powziąłem ponownie wędrówkę. Spotkanie z nieznajomą otrzeźwiło mnie i szybciej dobrnąłem do zamku, akurat w tym momencie, gdy przekraczałem bramę z nieba zaczął prószyć śnieg.
Wszedłem do środka.
W zamku było ciepło i przytulnie w sam raz na tak zimny wieczór. Strażnicy przy wejściu od razu mnie dostrzegli i podeszli podnosząc przy tym nogi jak czaple.
– Czego? – burknął jeden, którego nazywałem Wąsik, ale jak można się domyślać nie miał wąsów. Przezwisko wzięło się z ich całkowitego braku.
– Przyniosłem mleko dla księżniczki – odparłem spokojnie ochrypłym głosem.
Wąsik skinął na drugiego strażnika, którego lubiłem nazywać Cerberem, ponieważ jak się na kogoś uwziął to zachowywał się dokładnie jak trzygłowy mityczny pies.
– Król jest w pokoju córki. Możesz iść – burknął zdegustowany Cerber i zszedł mi z drogi.
Z zawadiackim uśmiechem przeszedłem obok górujących nade mną strażników i zacząłem wchodzić po schodach.
Mleko, które niosłem dla Notabane miało ją uleczyć z choroby, która dłużyła się od bardzo już długa. Moja ukochana naprawdę nie dawała sobie już rady. Kaszlała i wymiotowała prawie co kilka minut. Kiedy król dowiedział się, że znachorka – Marleny – uważa iż mleko może pomóc schorowanej Notabane posłał mnie po nie do Wioski W Dole. Może i byłem na niego wściekły, ale też chciałem uratować księżniczkę.
Dotarłem wreszcie do pokoju Notabane, który w jednej chwili przywołał burzę wspomnień, a miedzy innymi nasze wieczory składające się głównie na całonocne rozmowy. Czasami też pocałunki albo przytulanie się. Nigdy jednak dziewczyna nie chciała się zgodzić, abym u niej zasnął. Kiedy kładłem się w jej łóżku zazwyczaj już po chwili lądowałem na ziemi.
Teraz jednak oderwałem się od rozmyślań, bo usłyszałem krzyk. Nie krzyk Notabane, ale króla.
Położyłem wiadra na ziemi i wszedłem do pokoju bez pukania.
Pierwsze co zobaczyłem to króla klęczącego na ziemi i mamroczącego coś pod nosem. Ściskał mocno bladą dłoń córki i łkał cicho. Nawet nie zobaczył, gdy wszedłem.
Potem mój wzrok dostrzegł Notabane. Była piękna i koszmarnie blada. Jej pierś nie drgała, a usta nie otwierały się. Czarne włosy były zaplecione w warkoczyki, które spoczywały na poduszce. Powieki miała zamknięte, a ja podejrzewałem co to może oznaczać.
– Panie… – szepnąłem zdenerwowany.
Król wstał na dźwięk mojego głosu i odwrócił się.
– Wynocha! – krzyknął z całej siły, aż się skuliłem.
Nie miałem innego wyjścia jak tylko odejść. Spuściłem głowę i odszedłem z wielką pustką w sercu. Wiedziałem, że Notabane leżała w pokoju obok płaczącego ojca… Leżała… Martwa.
Przybyłem za późno. Tylko tyle wiedziałem. Spóźniłem się.

***

Oto  i prolog :)
Mam nadzieję, że się podobało. Mam już napisanych kilka rozdziałów, które wymagają drobnych poprawek, ale postaram się dodawać systematycznie.

Lady Exodus

2 komentarze:

  1. Hmm...Opowiadanie nieźle się zaczyna,ale oczywiście Pani Pszemonżała musi się czegoś uczepić;
    - widocznie pozjadałaś parę literek Nie dużo,ale ich brak rzuca się w oczy
    - brak rozbudowanych opisów,które pozwalają lepiej poznać świat i miejsca w którym dzieje się akcja( nieźle zdziwił mnie też fakt, że prosty służący zwleka z wykonaniem zadania danego przez króla,Z drugiej strony - król wydaje polecenia jakimś zasmarkanym pachołkom? Realy? Stwórz jakiegoś zarządcę, nadwornego medyka, kogokolwiek. No i jakoś nie dostrzegam logiki w działaniach bohatera. Trochę zbyt chaotycznie tworzysz).

    z wyrazem nadziei,że nie rozpisywałam się nadaremnie
    Anke, Super Znawca Wszystkiego.

    OdpowiedzUsuń