Wtedy
Porywisty
wiatr smagał z zaciętością moje policzki. Pył i piasek wpadał mi do oczu z
każdym mrugnięciem. Wichura pozbawiała mnie tchu i równowagi. Nie mogłem już
ustać na własnych nogach, a trzymałem jeszcze w dłoniach dwa wiadra pełne
świeżego mleka – jeśli tak można było nazwać zimne mleko krowy sprzed czterech
godzin.
Król Doren
posłała mnie po mleko już dobrych dziewięć godzin temu. Musiałem iść do Wioski
W Dole, aby uzyskać choć trochę płynu. Król nie był okrutny, ale nienawidził
mnie szczególnie, ponieważ wiedział, że czują coś do jego córki. Nie chciał,
aby jego dziecko zadawało się ze służbą. Na to jednak było za późno. Notabane –
księżniczka – i ja spotykaliśmy się potajemnie już od wielu miesięcy. Ani jej ojciec,
ani narzeczony o tym nie wiedzieli. Byłem z tego dumny.
Wiatr
uderzył we mnie z tak ogromną siłą, że zatoczyłem się w tył. Jedno z wiader
omal nie wypadło mi z ręki. Schyliłem się, aby zaczerpnąć powietrze i wtedy to
zobaczyłem – a raczej ją.
Dziewczyna
w zgniło zielonych spodniach i kurtce o takim samym odcieniu. W ręku coś
trzymała, ale nie wiedziałem co. Duży metalowy czarny przedmiot. Patrzyła
centralnie na mnie. W ustach coś ściskała, jakby kawałek drewna albo źdźbło trawy.
Nagle to wypluła i podniosła na mnie wzrok ponownie. Dostrzegłem, że jej oczy
mają intensywnie zieloną barwę. Patrzyła trochę z obrzydzenie, a trochę z
czujnością.
Jej dłoń
powędrowała po czarnym czymś w jej ręce, ale nagle się zatrzymała jakby
porażona prądem. Zamaszystym ruchem przewiesiła „coś” przez ramie na lince i
posłała mi grymas.
Krzyknęła
coś, ale wiatr ją zagłuszył.
Drgnąłem
mimowolnie.
Wtem
dziewczyna odwróciła się i zniknęła między drzewami. Zdawało mi się, że widzę
ciemną sylwetkę przekraczającą siatkę dzielącą królestwo od Chłodnego Lasu, ale
nie mogłem być tego pewien.
Zdumiony
powziąłem ponownie wędrówkę. Spotkanie z nieznajomą otrzeźwiło mnie i szybciej
dobrnąłem do zamku, akurat w tym momencie, gdy przekraczałem bramę z nieba zaczął
prószyć śnieg.
Wszedłem
do środka.
W zamku
było ciepło i przytulnie w sam raz na tak zimny wieczór. Strażnicy przy wejściu
od razu mnie dostrzegli i podeszli podnosząc przy tym nogi jak czaple.
– Czego? –
burknął jeden, którego nazywałem Wąsik, ale jak można się domyślać nie miał wąsów.
Przezwisko wzięło się z ich całkowitego braku.
–
Przyniosłem mleko dla księżniczki – odparłem spokojnie ochrypłym głosem.
Wąsik
skinął na drugiego strażnika, którego lubiłem nazywać Cerberem, ponieważ jak
się na kogoś uwziął to zachowywał się dokładnie jak trzygłowy mityczny pies.
– Król
jest w pokoju córki. Możesz iść – burknął zdegustowany Cerber i zszedł mi z
drogi.
Z
zawadiackim uśmiechem przeszedłem obok górujących nade mną strażników i
zacząłem wchodzić po schodach.
Mleko,
które niosłem dla Notabane miało ją uleczyć z choroby, która dłużyła się od
bardzo już długa. Moja ukochana naprawdę nie dawała sobie już rady. Kaszlała i
wymiotowała prawie co kilka minut. Kiedy król dowiedział się, że znachorka –
Marleny – uważa iż mleko może pomóc schorowanej Notabane posłał mnie po nie do
Wioski W Dole. Może i byłem na niego wściekły, ale też chciałem uratować
księżniczkę.
Dotarłem
wreszcie do pokoju Notabane, który w jednej chwili przywołał burzę wspomnień, a
miedzy innymi nasze wieczory składające się głównie na całonocne rozmowy. Czasami
też pocałunki albo przytulanie się. Nigdy jednak dziewczyna nie chciała się
zgodzić, abym u niej zasnął. Kiedy kładłem się w jej łóżku zazwyczaj już po
chwili lądowałem na ziemi.
Teraz
jednak oderwałem się od rozmyślań, bo usłyszałem krzyk. Nie krzyk Notabane, ale
króla.
Położyłem
wiadra na ziemi i wszedłem do pokoju bez pukania.
Pierwsze
co zobaczyłem to króla klęczącego na ziemi i mamroczącego coś pod nosem.
Ściskał mocno bladą dłoń córki i łkał cicho. Nawet nie zobaczył, gdy wszedłem.
Potem mój
wzrok dostrzegł Notabane. Była piękna i koszmarnie blada. Jej pierś nie drgała,
a usta nie otwierały się. Czarne włosy były zaplecione w warkoczyki, które
spoczywały na poduszce. Powieki miała zamknięte, a ja podejrzewałem co to może
oznaczać.
– Panie… –
szepnąłem zdenerwowany.
Król wstał
na dźwięk mojego głosu i odwrócił się.
– Wynocha!
– krzyknął z całej siły, aż się skuliłem.
Nie miałem
innego wyjścia jak tylko odejść. Spuściłem głowę i odszedłem z wielką pustką w
sercu. Wiedziałem, że Notabane leżała w pokoju obok płaczącego ojca… Leżała… Martwa.
Przybyłem
za późno. Tylko tyle wiedziałem. Spóźniłem się.
***
Oto i prolog :)
Mam nadzieję, że się podobało. Mam już napisanych kilka rozdziałów, które wymagają drobnych poprawek, ale postaram się dodawać systematycznie.
super!!!
OdpowiedzUsuńHmm...Opowiadanie nieźle się zaczyna,ale oczywiście Pani Pszemonżała musi się czegoś uczepić;
OdpowiedzUsuń- widocznie pozjadałaś parę literek Nie dużo,ale ich brak rzuca się w oczy
- brak rozbudowanych opisów,które pozwalają lepiej poznać świat i miejsca w którym dzieje się akcja( nieźle zdziwił mnie też fakt, że prosty służący zwleka z wykonaniem zadania danego przez króla,Z drugiej strony - król wydaje polecenia jakimś zasmarkanym pachołkom? Realy? Stwórz jakiegoś zarządcę, nadwornego medyka, kogokolwiek. No i jakoś nie dostrzegam logiki w działaniach bohatera. Trochę zbyt chaotycznie tworzysz).
z wyrazem nadziei,że nie rozpisywałam się nadaremnie
Anke, Super Znawca Wszystkiego.